Strona:PL Sand - Joanna.djvu/350

Ta strona została uwierzytelniona.
344

lecz pani Charmois dość wcześnie jeszcze słabą swoją przyjaciółkę o wszystkiém uprzedzić umiała.
— Dokazałam cudu, — rzekła do niéj, wyprowadziwszy ją na balkon pokoiku Wilhelma, — mówiłam z Joasią, nastraszyłam ją; jeżeli jest winną, to będzie uległą; jeżeli zaś jest roztropną, to się podda.
— Cóż to ma znaczyć? cóżeś to uczyniła? — zapytała pani Boussac, — przerażasz mnie!
— O ty tylko zawsze drżysz z przerażenia, a nigdy nie działasz! pozwól, niech ja raz za ciebie działam. Każ, żeby Joanna téj nocy przy twoim synie czuwała. Jeżeli się już porozumieli, to go przekona, że już nie ma sposobu cię oszukać, i rozstaną się jak będą mogli najlepiéj. Jeżeli się zaś jeszcze nie porozumieli, to się porozumieją zważywszy to, com jej powiedziała, a cała ta sprawa nie będzie na przyszłość niebezpieczna. Zobaczysz! Jeżeli Wilhelm jutro rano nie będzie spokojny i wesół, to nigdy już więcéj porad moich nie słuchaj.
— Ależ to przecież zbrodnia! — Było to ostatnie wykrzyknięcie rozpaczliwe sumienia téj matki szalonéj. Charmois wszelkie jéj wyrzuty sumienia groźbami przytłumiła.
— Jeżeli chcesz, — rzekła, — ażeby to wszystko szło torem zwyczajnym, więc się przygotuj na to, że twój syn wpadnie znowu w tę samą chorobę, jaką miał przed wyjazdem swoim do Włoch, lub téż, że go na podróż wysłać będziesz musiała. Może rozrywka podroży go wyleczy. Na to nie trzeba tylko rok lub dwa ododdalenia.
— O to okropnie! — zawołała pani Boussac, jeszcze raz go utracić, całe życie w oddaleniu od niego