Strona:PL Sand - Joanna.djvu/363

Ta strona została uwierzytelniona.
357

w słabości. A potém, zostanie pastérką, najmując się u kogo bądź do służby. Znajdzie znowu i owce i kozy, te źwiérzęta pokorne, które jeszcze bardziéj lubiła, jak krowy wspaniałe i często nieposłuszne. Cóż jej mogło na tém zależeć, czy będzie właścicielką lub nie téj przyszłéj chudoby swojéj? Wszak zamiłowanie do bydła i do pracy nigdy się jej niesprzykrzy; a przy tém zatrudnieniu znajdzie i czas odpoczynku tak słodki, i owe długie i niczém nieprzerwane marzenia samotności. Będzie mogła sobie teraz zaśpiewać, nieobawiając się, że ją panowie podsłuchają; i będzie mogła się pomodlić i wiarę swoją zachować, nie będąc wyszydzoną przez niedowiarków. Joanna się w mieście czuła codziennie bardziéj przygłuszoną i ziębnącą. Nie mówiła w prawdzie że omal poezyi tam nie utraciła; ale czuła, lubo nie jasno, że duch poetyczny jej wraca, czém dalej się zapuszcza w pustynię. W słodkie zachwycenie pogrążona, z lubością słuchała owych hałasów małych przyrody, tak długo przygłuszonych głosem ludzi i wrzawą pracy, zawsze koło mieszkań bogaczów w ruchu ciągłym będącéj. Owady błonia, i żaby z moczar zaledwie pieśń swoją jednostajną przerwały na chwilę, kiedy przez dziedzinę ich przechodziła, i natychmiast po jéj oddaleniu z świéżą żarliwością rozpoczynały owe pienia tajemnicze, któremi noc ich natchnęła. W oddaleniu słychać było ryk byka, a wołanie miłosne przepiórki, podniesione do najwyższéj potęgi, rozlegało się po krzewinie.
Nagle, złowieszczy krzyk ptaka śmierci wszystkie te głosy szczęśliwe wtrącił w milczenie bojaźliwe i trwożliwe, a Joanna zadrżała. Pies się nagle zatrzymał, i