Strona:PL Sand - Joanna.djvu/391

Ta strona została uwierzytelniona.
385

— Przysięgam ci, że szukam klucza..... Otóż sprobuję, czy nie będę mógł wyłamać drzwi! Ah! wytchnąłem sobie rękę.... W istocie Joasiu, jesteś bardzo okrutną, że mię tak naglisz i oskarżasz.
— Czyliście się doprawdy skaleczyli, panie Leon? O, jakże mnie to boli. Cóż zrobić aby z tąd wyjść?... Coraz późniéj w noc się robi!
Joasia zbliżyła się do okna i wystawiła rękę.
— Dészcz nie pada, — rzekła, — to potoczek tędy płynie i nas uwiódł. Chyba przez okno wyskoczę panie Leon. Nie musi ono być bardzo wysoko, bośmy nigdzie nie szli po schodach idąc tutaj.
— Na miłość boga! zatrzymaj się Joanno! — zawołał Leon poskoczywszy do niej, i w pół ją obejmując — tam przepaść w dole.
— Puśćcie mnie panie Leon, puśćcie, i nie ściskajcie mnie tak bardzo; bo ja nie mam wcale ochoty się zabić.
— O! — zawołał Marsillat, opadając na sofę, — Jakiegożeś mi strachu narobiła!..... Joasiu, Joasiu! ty nie wiesz jak ja cię kocham; ja sam o tém nie wiedziałem.... Na samą myśl, żeś przez okno chciała wyskoczyć, serce mi pękło; o gdybyś ty czuła jak ono bije! w istocie, jak gdybym umierał.
Joanna skłopotana, i coraz bardziéj strwożona, zamilkła, i Leon także. Po chwili, widząc, że się nie rusza, wstała i zaczęła próbować na nowo, czy drzwi nie otworzy, ale nadaremnie. Leon siedział nieruszając się wcale, i rozmyślał nad sposobami uśpienia jéj roztropności.