Strona:PL Sand - Joanna.djvu/392

Ta strona została uwierzytelniona.
386

— Czyście chory, czy śpicie panie Leon? — zapytała Joanna cokolwiek już zniecierpliwiona!
— Cierpię w istocie, — odrzekł głosem słabym, — cierpię bardzo, gdyż sobie wytchnąłem rękę, chcąc te drzwi otworzyć, tak mocno, że nią teraz ruszać nie mogę. Nieszczęściem, że nie mam żadnéj siły w ręce lewej. Poczekaj Joasiu, nie rób takiego hałasu, jeżeli niechcesz do rozpaczy mnie przyprowadzić. Jest jeszcze jeden środek z tąd cię wypuścić; wyskoczę przez okno, i otworzę ci z zewnątrz, jeżeli się nie zabiję.
— O nie róbcie tego panie Leon! — rzekła Joasia przestraszona.
— Cóż więc zrobić? Niemożemy wyjść, a ty ani chwili więcéj pozostać nie chcesz.
— Jeżeli się oboje do tego weźmiemy, to łatwo drzwi wyważemy panie Leon!
— Gdyby nas dziesięcioro było, tobyśmy im rady nie dali; są to drzwi z dawnego więzienia, całkiem żelazem obite.
— Panie Leon, — rzekła Joasia zgrozą nagłą przejęta, — jeźliście mnie oszukali, aby mnie tu sprowadzić, toby was bóg za to ukarał.
— O! to podejrzenie jest okropne, — rzekł Leon. Tego już za wiele! odejdź od tego okna Joasiu! i bywaj zdrowa!
Joanna wychyliła się była przez okno. Niebo się nieco wypogodziło, a zbliżenie się księżyca pobieliło widnokręg; lecz cień, któren sąsiednie wzgórza rzucały, powiększały ciemność, a ziemia krzakami pokryta pływała w oczach Joasi w tak niewyraźnych zarysach, że