Strona:PL Sand - Joanna.djvu/394

Ta strona została uwierzytelniona.
388

z wściekłością wewnętrzną, widząc, że wszelkie jego zabiegi na nic się nie zdały. — Joasiu, to bardzo nierozsądnie z twéj strony, i zdaje się, że sobie igraszkę robisz z mojego rozumu i mojéj woli.
— Nie, panie Marsillat, nie! — rzekła Joanna łagodnie, — nie jest to nienawiść żadna. Ja nie czuję do was nienawiści. Niech mię bóg broni, abym kiedy kogokolwiek nienawidziéć miała. Jest to ślub, jeżeli wam już koniecznie powiedzieć muszę, i byłabym na wieki potępioną, gdybym go złamała.
— Ślub — zawołał Marsillat, którego ta myśl nowym obłędem zapaliła. — O Joasiu, gdyby nie ten ślub, byłabyś mnie może kochała! Niechajże więc to potępienie na mnie spadnie! Ty mi pocałunku dać nie możesz, pojmuję to bardzo dobrze; dla tego nie żądam go więcéj od ciebie. Ale ty mi przeszkodzić nie możesz żebym go sobie sam nie wziął pomimo twoją wolę; cały więc grzéch na mnie samego spadnie... Nie, nie!... ty nie jesteś winną, że nie jesteś silniejszą odemnie... Twoim obowiązkiem jest odmówić... ale pozwól niech mego prawa użyję.....
Marsillat gonił za Joanną, która uciekała w koło po pokoju; lecz w tej chwili silne uderzenia zatrzęsły drzwiami.