Strona:PL Sand - Joanna.djvu/401

Ta strona została uwierzytelniona.
395

wiész? — zawołał spokojny i roztropny Harley, dogoniwszy go natychmiast.
— Pięćdziesiąt franków od was, i tyleż od waszego towarzysza, nie żądam więcéj!.... Ale to wam jeszcze nic nie pomoże, choć wam powiém, gdzie są ci kochankowie, chyba że znacie dobrze te okolice: i w tedy jeszcze trzeba już było ze sto razy przejechać tą drogą, aby w nocy nie zbłądzić.
— Poprowadź nas, dostaniesz sto franków.
— Oho! sto franków tylko, aby mię sprowadzić z drogi tak daleko! człowieka w tym wieku jak ja! Nie, nie, mój panie, z tego nic nie będzie.
— Więc powiedz ile chcesz, i ruszaj naprzód!
— To warto dalibóg, dwa razy tyle!....
— Zgoda, będziesz miał dwa razy tyle; a jeżeliś prawdę powiedział, to może jeszcze trochę więcéj dostaniesz. Ale strzeż się, żebyś nas nie oszukał, i nie spodziewaj się wcale, abyś nas mógł w zasadzkę złowić. Jesteśmy dobrze uzbrojeni, i nie bardzo dowierzamy.
— To tyle znaczy, co powiedzieć, że się boicie! Dobrze! i ja się boję.... Wilcy się boją ludzi, ludzie się boją djabła, i wszystko w świecie boi się wszystkiego w świecie.
— A wyż czego się boicie?
— Być także oszukanym. A gdybyście mi téż zamiast zapłaty pistolety pokazali! Chciałbym wiedzieć wasze nazwiska, abym jutro mógł was odszukać i pieniądze przyrzeczone od was odebrać, gdybyście dzisiaj słowa nie dotrzymali.
— Ten człowiek drwinki sobie z nas tylko robi, — rzekł Wilhelm do swego przyjaciela. — Jest to niepo-