Strona:PL Sand - Joanna.djvu/403

Ta strona została uwierzytelniona.
397

uświęcał tym sposobem to miejsce wyklęte dróg rozstajnych, miejsce na którém zawsze weselisko czarownic i djabłów się odprawia, jeżeli krzyżem ś. lub męką pańską od tego nie jest uchronione. I natychmiast żebrak, dotąd skulony, się wyprostował, a starzec mdły, jak gdyby bóty siedmio-milowe był ozuł, tak zaczął iść szybko, i z taką lekkością, że nawet konie zaledwie za nim zdążyć mogły.
Doszedłszy do podnóża wzgórza Montbrat, zatrzymał się.
— To tutaj moi panowie, — rzekł, — a teraz mi zapłaćcie, albo zbudzę ludzi z folwarku, a wy nie będziecie mogli wejść tak łatwo przez bramę zamku pana Marsillat.
— Marsillat! — zawołał Wilhelm, poznając nakoniec zwaliska, gdzie niegdyś z młodym licencyjatem prawa nieraz śniadał. I cwałem popędził ścieżką na górę, podczas gdy sir Arthur Raguetowi dwanaście sztuk złota wyliczył, nie wypuściwszy z ręki rękojeści pistoleta, któren trzymał przez cały czas, na każdy wypadek do wystrzału gotowy.
— A teraz puść uzdę mego konia albo ci w łeb wypalę, — rzekł do włóczęgi dając mu zapłatę.
Raguet spostrzegł w ciemności lśnienie się złota Anglika i stali jego broni. Usłuchał go tedy, obmacał i policzył swoje luidory, a potém się rzucił na ścieżki kryjome, jemu tylko znane.
— Znajdziecie klucz od bramy podwórza, — rzekł mu, — na piérwszym kamieniu po prawéj ręce, inaczéj byście się tam nie dostali. Wieżyczka jest także na prawo; z łączki prowadzi chodnik ciasny, a potém jedne