Strona:PL Sand - Joanna.djvu/410

Ta strona została uwierzytelniona.
404

— My się z tąd nie oddalemy, dopokąd się nam nie uda przekonać, i wymódz na tobie to przyrzeczenie, że ta kobiéta spokojnie z tąd będzie mogła odejść; — odrzekł z największą oziębłością Harley — gdyż o tém wiemy dobrze, mój panie Marsillat, że ona tu jest wbrew swojéj woli.
— To kłamstwo, — zawołał Leon, — a kiedy mię już zmuszacie do tego, abym się bronił, więc wam oświadczam, iż się nie zbliżycie do mojego łóżka tak łatwo, jak do moich drzwi.
— Joasiu! — zawołał Wilhelm, — wyjdź z miejsca gdzieś się ukryła i opowiedz nam!.... Nie bój się niczego, przyszliśmy tutaj, aby cię obronić.
— Widzicie sami, moi panowie, — rzekł Leon szyderczo, — że ta osoba, którą się wam Joanną nazywać podoba nie jest wcale tutaj; albo, jeźli tu jest, nie bardzo widać pragnie waszéj opieki, bo nawet nie odpowiada.
— Jeżeli nie odpowiada, — zawołał Wilhelm, — to zapewnie albo zemdlała, albo umarła: lecz czyś ją shańbił, czy zamordował, musiemy ją mieć koniecznie, choćby nam nawet przyszło natychmiast w tobie ukarać najostatniejszego ze zbrodniarzy i nikczemników.
Księżyc zaczął właśnie wspinać się nad wzgórza widnokręgu, a wietrzyk świéży, któren często wejściu tego ciała niebieskiego towarzyszy, pędził chmurki przed sobą. Jasny promień jego zajrzał i do wnętrza wieżyczki, a sir Arthur, którego wzrok był tak przenikliwy i dobry jak rozsądek jego, natychmiast o tém się zapewnił, że łóżko najmniéj poruszone nie było, że zasłony były odsunięte, i że w tej małej izbie — budowy staro-