Strona:PL Sand - Joanna.djvu/443

Ta strona została uwierzytelniona.
437

— Ja tego nie mówię, kochana Joasiu; ja tylko powiadam, że kościół będzie mógł zdjąć z ciebie twój ślub.
— Kościół, księże proboszczu? Kościół w Toull-Sainte-Crox?
— Nie moja kochana, kościół Rzymski.
Joanna spuściła na dół oczy z uległością. Słyszała ona nie raz proboszcza mówiącego o kościele rzymskim. Ale, jak zwykle u wieśniaków, słowo to jej umysłowi innego znaczenia nie objawiało, tylko piękną budowlę, przedmiot czci szczególnéj, dokąd tylko sami bogacze pielgrzymkę odbywać mogą.
— Wierzę ja w moc kościoła Rzymskiego, — rzekła, — ale pomimo to, niema kościoła będącego czémś więcéj jak bóg.
Proboszcz starał się zrozumialéj to jej wyłożyć. Mówił tedy o papiérzu. I wieśniacy słyszą czasami o papiérzu. Nazywają go: Wielkim-księdzem, a Joanna również przyzwyczaić się nie mogła, aby go nazwać inaczéj.
— Ja nie ślubowałam ani Wielkiemu-księdzu, ani kościołowi w Rzymie, ani téż kościołowi ś.  Marcyjala w Toull, — odpowiedziała, — ale bogu w niebie, wielkiej dziewicy, i mojej nieboszczce matce. Ona mi tak nie mówiła jak wy, księże proboszczu; a o moim ślubowaniu to mi zawsze mawiała, że to jest na całe moje życie, i żeby to było daleko lepiéj dla mnie, gdybym umarła, jak żebym mój ślub złamać miała.
Ksiądz proboszcz długo jeszcze mówił o naczelniku kościoła, o następcy apostołów, który oddziedziczył klucze nieba, i moc zawiązywania i rozwiązywania ślubów na ziemi. Joanna mocno się dziwiła, a nawet i