Strona:PL Sand - Joanna.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.
44

Po mału człowiek się zapada aż po kolana, potém po pas, po piérś, i wszelkie usiłowania wyratowania się z tego niebezpieczeństwa jeszcze głębiéj cię wtrącają. Nakoniec by człowiek zginąć musiał bez śpiesznéj i skutecznéj pomocy, nie tak topiąc się, jak raczéj będąc oddechu pozbawionym przez ściśnienie błotniska, a poczciwe kobiéty z Toull mniemają, że taki człowiek dostaje się do tego tajemniczego miasta, które pod ziemią pochłonięte leży; i mówią nawet, że jeźli czas jest pogodny i cichy słychać wyraźnie odgłosy dzwonów z tamtąd.
Klaudyja, lekka i zwinna, zawsze o cztéry kroki naprzód szła przed Wilhelmem, a nieśmiejąc przerwać milczenia, i zdziwiona może, że on piérwszy do niéj nie przemawia, pomyślała sobie w duchu, że panicz bardzo pyszny. Nakoniec Wilhelm, zważający bardzo mało na krągluchną i zgrabną jéj nóżkę i wdzięczność jéj ruchu, zadał jéj kilka pytań dotyczących się biednéj Tuli. Klaudyja rozpoczęła swoje odpowiedzi wyrażeniem: plait il?[1] wstęp niezbędny w ustach włościana przebiegłego, który naumyślnie przez to na was powtórzenie pytania wymusza, aby się tymczasem z odpowiedzią swoją przysposobić, a kiedy nasz młodzian z największą cierpliwością pytanie swoje powtórzył:

— O tak, mój panie! rzekła, była to bardzo uczci-

  1. Jest to wyrażenie, które w tém znaczeniu swojém, mało i zarazem wiele mówiącém trudno oddać po polsku: nawet potrzeby tego nie widziałem, gdyż tu chodzi właśnie o charakterystykę włościan francuzkich, a tę żadne spolszczenie wymuszone tak dobrze oddać nie potrafi. P. T.