Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/018

Ta strona została przepisana.
Miłosz.

Cóż ja za pieśniotwórca?


Leszko.

Trudno się masz zgoła
Kunsztów swoich zapierać; niemasz tego sioła,
Niemasz biesiady, ani ślubnego obiadu,
Kędyby nie śpiewano pieśni twego składu;
Odzywają się w starych i nieletnich ustach,
A nawet pastuszęta po gęstych zapustach,
Pasiecznicy po borach, owczarze koszarach
Najczęściej je na dudkach grają i fujarach.


Miłosz.

Podobno to dawniejsze, ledwie nie dziecinne
Zawijają się między wami; mam ja inne
Dopieruchno użęte na latosi niwie,
Tylko ich, proszę, chciejcie posłuchać cierpliwie.


Samuiło.

I owszem posłuchajmy.


Miłosz.

A niźli je zacznę,
Przegrawki jak muzycy puszczę przódy smaczne;
Żaden mistrz nie uczył mię rytmem słów układać,
Ale sam ledwiem umiał prostym szermem gadać;
Słysząc przy godowniczych stołach trefne noty,
Pojąłem kilka wierszów dość prostej roboty;
Te ustawicznie w głowie jęły mi się marzyć,
Żem się też ich podobnych pokusił kojarzyć;
A gdym je w osobności długo w nocy klecił,
Kupido mi niewielki małą głownią świecił,
I tą podpalił chcący czyli nieobacznie
Żagiew, która już tlała w sercu mem nieznacznie,
Żagiew gorących chęci pełną z przyrodzenia,
Z lada iskry podniety bliską i płomienia;
Dopiero (jako gdy kto do skrytej ciemnice
Przyniesie niespodzianie zapaloną świecę)
W głowie mi zajaśniało, żądze zapalone
Rozświeciły się; oczy, zrzuciwszy zasłonę,
U jednego dziewczęcia lichego na czele
Wyczytały do wierszów służące fortele;
Wargi jej Hypokrenem nieprzebranej wody,
Parnasem zdały się bydź rozkwitłe jagody —
I tak gdy jej pilnuję, swych nie strzegę oczu,
Zostałem rymodziejem zgoła po warkoczu.
Choć na mnie nie kładziono wawrzynowych bobków,
Powiązałem nie mało wierszów jako snopków,
Zwłaszcza kiedym co w lesie świeżego wymyślił,
Natychmiastem po bukach i osikach kreślił,