Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/045

Ta strona została przepisana.

Chmury potoczne łagodny Fawoni
Za czarny Euxyn wolnem skrzydłem goni,
Niebo umiata, obłoki pogodzi,
Żywiące dusze swym wietrzykiem chłodzi.
Jak długa droga z budownego Kolna,
Zewsząd kwiateczków wonnych rzesza polna
Do nóg panieńskich z radością wybiega,
Jeden drugiego z uprzejmością ściga:
Ztąd jej zachodzi wdzięczna konwalija
Wespoł z fiołki, a — którędy mija,
Roście rozmaryn; ztąd drobniejsze ziele
Kwietna bogini na ścieżkę jej ściele.
Obaczcie, jako Leonowe mury
Z poziomych gruntów pod jasne kolury
Podnoszą wieże a, jako potrzeba,
Tykają swemi wierzchołkami nieba.
Te, które miasto opasały kołem,
Góry za ręce ująwszy się społem
Skaczą, padoły kleszczą i doliny,
Lasy śpiewają i gęste szeliny;
Na taki obchód, na takie wesele
Wysyła miasto swe obywatele,
Starzy i młodzi sypią się, a śladem
Idący ludzki gmin ciśnie się stadem.
Przed nią ciskają różnobarwe kwiatki
Panny niewinne i uczciwe dziatki,
Panny śpiewają, a dziateczki kołem
Stanąwszy biją po trzykroć jej czołem,
Idą i roty bisiorem odziane,
Złotem ramiona świetnem przepasane,
Z złotych puharów wonności pachniące
Na okoliczne powietrze lejące.
Orszak dziewiczy według obyczaju,
Śliczny hiacynt i zrodzone w raju
Lilije niosąc, najmniej się nie smuci,
Owszem wesołą melodyą nuci;
Przy nich szemrzące arfy swój dźwięk dają,
Przy nich się cytry, lutnie odzywają,
Puzany męskie i insza muzyka
Wykwinty nieba stołecznego tyka;
Tudzież puszkarskie zapalone sztuki
Wydają z trzaskiem straszno szumne puki,
Z ogromnem grzmieniem na wszystek świat wyją,
A głosem ostrym ludzkie uszy biją,
Aż się jaśnieją i zakonne cienie —
Bernardyńskiego klasztoru kamienie,
Domu bożego, jako żywe skaczą,
A gościa swemi pokojami raczą.
Na tryumf starzy i młode dzieciny
Spieszno do pańskiej garną się świątyni —