Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/260

Ta strona została przepisana.

Bo wśród biesiady podniecony winem
Mąż w twarz mi rzucił, że jestem podrzutkiem.
       780 A ja, choć gniewny, umiałem na razie
Się pohamować; nazajutrz badałem
Ojca i matkę, a oni do sprawcy
Takiej obelgi żal wielki uczuli.
To mnie cieszyło; lecz słowa te jednak
       785 Ciągle mnie truły i snuły się w myśli.
A więc bez wiedzy rodziców poszedłem
Do świętych Delfów, a tu mi Apollo
Tego, com badał nie odkrył; lecz straszne
Za to mi inne wypowiedział wróżby,
       790 Że matkę w łożu ja skalam, że spłodzę
Ród, który ludzi obmierznie wzrokowi
I że własnego rodzica zabiję.
To usłyszawszy, zdala od Koryntu
Błądziłem kroki gwiazdami kierując,
       795 Aby przenigdy nie zaznać nieszczęścia,
Hańby, któraby spełniła tę wróżbę.
I krocząc naprzód, przyszedłem na miejsce,
Gdzie według ciebie ten król był zabitym.
Zeznam ci wszystko po prawdzie; gdym idąc
       800 Do troistego zbliżył się rozdroża,
Wtedy obwiestnik i mąż jakiś wozem
W konie sprzężonym jadący, jak rzekłaś,
Mnie najechali, i z drogi mnie gwałtem
Woźnica spędzał wraz z owym staruchą.
       805 Ja więc wzburzony uderzam woźnicę,
Co mnie potrącił; a gdy to zobaczył
Starzec, upatrzył gdym podle był wozu
I w głowę oścień mi wraża kolczasty; —
Oddałem z lichwą; ugodzon kosturem