Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/335

Ta strona została przepisana.

Bądźcie mi zdrowe, bo nigdy już odtąd
Mnie nie przyjmiecie na sen i spoczynek.
A to wyrzekłszy, wnet sprawną swą ręką
Rozpina szatę, gdzie złotem ozdobna
       925 Sprzączka na piersi, i całe obnaża
Łono zupełnie i lewe swe ramię.
Więc ja pobiegłam, co sił mi starczyło,
Zwieście synowi, co ona zamierza.
Lecz nim tam byłam i znowu z powrotem
       930 Widzimy, jako obosiecznym mieczem
W pierś swą i serce się pchnęła do głębi.
Co syn spostrzegłszy, jęk wydał, bo przejrzał,
Że jego gniewy zażegły nieszczęście,
A poznał późno przez ludzi domowych,
       935 Że ona nie chcąc, za zwierza podszeptem
Rzecz popełniła; więc w jęku syn biedny
Wręcz nie ustawał, nad śmiercią jej płacząc,
Padał na usta i pierś swą do piersi
Przydawszy leżał, bez przerwy się żaląc,
       940 Że w nią tak próżnym ugodził wyrzutem,
Że wnet rodziców dwojga pozbawiony
Sieroctwa na dwie doświadczy on strony.
Takoż się ma rzecz, więc ktoby tu wierzył,
Że los mu dwa dni lub więcej wymierzył
       945 Jeszcze, ten głupim, bo jutra wręcz niema,
Zanimbyś szczęśnie dzisiejszy dzień przeżył.

CHÓR.

       947—970 Kogóż opłaczę ja prędzej,
Kto głębiej zabrnął wśród nędzy,
Sąd mój rozstrzygnąć nie może!