Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

wował tę scenę. Był dumny teraz, że wszystko odbywa się tak po „średniowiecznemu“, jak mu się zdawało, tak naprawdę po ultraarcykatolicku. Czuł się prawdziwym katolikiem w tej chwili i łzy napływały mu do oczu z rozkoszy. Jakąż intuicją wiedziona jego ukochana Hela teraz natchnęła go do tego chrztu — miał pewne wiadomości o nadchodzącym przewrocie, ale nie znał jeszcze daty — wszystko jedno, nigdy nie było to bardziej w porę: w umiarkowanym rządzie miał nadzieję zająć wysokie stanowisko — nie w tym, co mógł nastąpić teraz, ale w następnym. Bez chrztu byłoby to nieco trudniej, bo socjaliści-chłopomani (ekwiwalent rosyjskich eserów) musieli się liczyć z religijnością wsi. W głębi każdy żyd jest przecie tylko żydem — tak myślą goje — niech myślą. Rozpoczął się wreszcie chrzest. Rzecz dziwna: Hela odpowiadała z początku gładko i spokojnie, ale na pytanie: „czy wyrzeka się złego ducha i spraw jego“, chwycił ją kurcz za gardło, oczy zaszły łzami i nie mogła wydusić ani słowa. A w kościele nastała złowroga cisza. Jakiś zaświatowy dreszczyk wstrząsnął nawet najsceptyczniejsze mózgi. Stary Bertz podniósł obie ręce do góry — w tej chwili zstąpiła nań łaska: wierzył naprawdę ale jak dziwnie... Wierzył więcej w złego ducha niż w Boga.. Poczuł się dumnym z tego, że może w jego córce mieszkał sam Książę Ciemności. Cisza powoli napełniała się trwożliwym szeptem, a szept ten miał żydowski posmak: jakieś „Chàbełe, Chìbełe“ Łohoyskiego, jakieś Ananiel, Ahasfaron, Azababrol, a nawet Prepudrech. Dużo było ich dziś w tym kościele. Na tle tem pękło coś w przestrzeni i dał się słyszeć dźwięczny głos Heli: „Wyrzekam“. Ksiądz Wyprztyk miał chwilę nieziemskiego zachwytu. Cała jego wiara w godność swoją w stosunku do kapłaństwa wisiała na tym tak nieistotnym w gruncie rzeczy momencie. Powiedział sobie w myśli: „jeśli nie pokonam go, jestem zgubiony“. Stary Bertz, ze swo-