Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

dnia jak jego „ważność“ w stosunku do kobiet wzrosła wskutek dokonanego zabójstwa. Nawet pani Osłabędzka, którą dla bezpieczeństwa wyprawiono mimo protestów już o 7-ej zrana na przymusową wycieczkę autem w towarzystwie Chwazdrygiela, patrzyła później na swego zięcia z daleko większym respektem: zagrała w niej krew Brzesławskich, którzy nigdy podobno najdrobniejszej urazy nikomu nie przepuszczali. „Kobiety lubią zbrodniarzy“, przypomniało się Atanazemu zdanie doktora Chędziora. A więc przedewszystkiem: obudzona nagle Zosia rzuciła się ku niemu patrząc mu w oczy z podziwem, zgrozą i przywiązaniem, graniczącem z obłędem. Atanazy objął ją i spojrzawszy w jej zielone, załzawione, przelśnione zachwytem oczka, odczuł coś w rodzaju dawnego przywiązania. Przez chwilkę dałby wiele, aby nie mieć na sumieniu nieszczęsnego Tvardstrupa i kochać Zosię tak, jak pół roku temu. Oddzielne psychiczne kawały połączyły się i nastąpił kryzys: Atanazy dostał ataku szalonego płaczu: poprostu wył. Narówni opłakiwał siebie jak i niepotrzebnie zamordowanego szweda. Długi czas nie mogła go uspokoić Zosia. Ale gdy do jadalni, gdzie dla uczestników tragedji podano drugie śniadanie (murbja w sosie azamelinowym i kryps z gonzolagą à la Cocteau), weszła kulejąca (na tę przeklętą nogę) Hela, wszystkie cierpienia Atanazego zniknęły, pod wpływem jej wzroku, jak puszki ostów, zdmuchnięte jesiennym huraganem — była jego, niczyja więcej tylko jego — odczuł to odrazu i mało nie pękł z rozkoszy. Zosia rozwiała się wraz ze swoim Melchiorem, jak mgiełka wśród skał w czasie górskiego wichru. Zaczęło się picie i ścianka, oddzielająca urok życia sam w sobie od rzeczywistości, prysła pod ciśnieniem rozpierającej żądzy użycia — nareszcie. Ale niedługo trwał ten stan, jak każde szczęście. Po wyjaśnieniach