Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.

a potem zaśpiewał dziwną pieśń bez określonej melodji. Ta niewinna przygoda rozdrażniła Atanazego, który po odejściu słonia chciał posiąść Helę na wozie, co czynił już wiele razy. Ale księżna Prepudrech odsunęła go łagodnie.
— Nie — nie teraz. Zbliżamy się do świętego miejsca — burknęła dość nieprzyjaźnie w odpowiedzi na jego powtórne zabiegi. Właśnie mijali grupę pielgrzymów biało ubranych i w białych turbanach na głowach. Z głębi lasu, w przerwach od podmuchów wichru, słychać było nieregularne bicie drewnianych bębnów. „Czyżby już naprawdę była buddystką?“ — pomyślał Atanazy. „Co za zdolność transformacji. To tylko żydzi zdolni są do czegoś podobnego“. Pierwszy raz pomyślał o niej w ten sposób od wyjazdu. I jednocześnie ujrzał prawie że materjalnie twarz umarłej Zosi, taką, jaką widział przed samem włożeniem do trumny: z jednem niedomkniętem okiem, ukośnie jakby na niego patrzącem i z nienormalnie wywiniętemi wargami, przez które błyszczały zęby. Poczuł się sam z tajemniczą, obcą mu kobietą, wśród mrowia czarnych, niepojętych ludzi i straszna tęsknota za Zosią i „tamtem“ życiem, zalała go ciepłą, bolesną i wstrętną falą. Pogarda, z którą ona od niego odeszła, przygniotła go ciężarem nie do zniesienia. Jakimkolwiek czynem ponad siebie wyrównać trzeba ten piekielny rachunek i módz odchodząc pojednać się z jej duchem, być z nim na równi. Cała wyższość nad nią, którą odczuwał za jej życia, zmieniła się teraz w zupełne poniżenie: czuł się małym i nie było na to sposobu — miał rację. „Jestem człowiek skończony za życia. Trzeba teraz skończyć to życie jaknajprędzej, zginąć w parę po własnym istotnym końcu — tylko nie tu, nie tu. Dokonać czegoś przed śmiercią, ale tam, skąd jestem. Ale czego? Boże! Jak mało ma człowiek możliwości, choćby nawet chciał zginąć w jakiejś awanturze. Albo wszystko jest za małe, albo absolutnie nieosiągalne.