Dokądby jeszcze może puszka próżną stała,
Gdyby małej ofiary uboga nie dała.
Piękny przykład cuda działa.
Nie wiedzieć, o co raz Salusia mała
Na mamę się rozdąsała:
Zapomniała nieboga, co to znaczy mama!
Zalana łzami idzie w pole sama,
I rzecze: Nie powrócę, choć mama zawoła“;
Wtem ją znienacka utnie żądłem pszczoła.
Salka w płacz. Jak nie płakać, kiedy kogo boli?
Znikła już chęć uporu, wraca mimo woli,
Dotychczas niezatarte nosi jeszcze znamię,
Uczcie się dzieci nie uchybiać mamie.
„Jam smaczny placuszek z mąki jak śnieg białej
Na wierzchu mam rodzynki, cukier i migdały;
Spodziewam się, lube dziecię!
Że mi nad brzydkim chlebem dasz pierwszeństwo przecie.
Chodź, chodź dziecino do mnie!“
Na to chleb odpowie skromnie:
„Idź do niego, mnie opuść, przepowiadam śmiało,
Że się wrócisz niedługo“. — Jakoż tak się stało:
Sprzykrzył mu się placuszek, więc dalej do chleba.
„Widzisz, rzecze chleb dziecku, gardzić mną nie trzeba.“
Raz swawolny Tadeuszek
Nawsadzał w flaszkę muszek,
A nie chcąc ich możyć głodem,