Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

dział za drewnianą balustradą, czy niema listu poste restante pod adresem »Ewa«. Dowiedziawszy się, że niema, wyszła z pośpiechem zdruzgotana od wstydu. Ale od tego dnia chodziła stale pod drzwi pocztowe. Spotykała tam wielokrotnie człowieka-starca w łachmanach, opuchlaka, sparaliżowanego, na rękę, nogę i mowę. Zazwyczaj drzemał na pocztowych schodach. Zasypiał nagle, skoro tylko siadł. Chrapał i kiwał się arcyśmiesznie. Gdy się ocknął, bełkotał do siebie niezrozumiale, siedząc ze skurczonemi nogami. Miał na tych nogach grube buty, z których zostały tylko cholewy, a przyszwy i obcasy tworzyły jakoweś strzępy, związane do kupy szpagatem od cukru. Obiedwie kieszenie rudego paltota miał oddarte i zwisające, jakby na dowód, że w tych kieszeniach nie posiada żadnych walorów, obieg w kraju mających, żadnej wogóle własności prywatnej.
Pewnego razu, widząc Ewę, wstępującą i zstępującą ze schodów, człowiek ów przestał wydrapywać wszy ze siebie, ze swych europejskich sukien, gałganów i włosów. Coś półzrozumiale zagadał. Pojęła tyle, że on tu wyczekuje na listy jakiejś pani, pani Zatockiej. Stojąc tak bezradnie na schodach, Ewa popatrzała na owego człowieka. Ujrzała go z poza swego snu, jakby przez gęstą mgłę. On jeden jej nie wyśmiał. Towarzysz... I oto, schyliwszy się nizko, pocałowała go w opuchłą twarz, pogłaskała ręką jego rękę, trzęsącą się od pijackiego delirium. Poszła wówczas do siebie, szlochając zcicha i naprzemiany śmiejąc się zcicha.
Powstała w niej teraz zdolność do tworzenia ze siebie dziewiczych podobizn. Przymknąwszy raz oczy, nie tyle śniła, lecz miała pewność, że jest motylem.