Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

jęku. Przybyła teraz jeszcze owa kłótnia, niepowstrzymana niczem, z matką i siostrą, — owe nieznośne, potworne kłamstwa, które należało podjąć i z precyzyą wykonać. Teraz wykonać te wszystkie kłamstwa? To ponad siły!
Nagle otwarły się drzwi i służąca z wrzaskiem stanęła przed Ewą.
— Matko Boska Cudowna! Przecie to panienka!
— No i czegóż tak wrzeszczysz? — z cynicznym śmiechem zapytała Ewa.
— Matko Boska Cudowna! — trzepała wciąż Leośka drżącemi wargi, nie spuszczając z Ewy wytrzeszczonych oczu. Miała minę tak głupią, tak nadzwyczajnie głupią, że Ewę opanowała wyniosła złość, pasya rozgniewanej »panienki« na wiecznie głupią służącą.
— Panienka! — jeszcze raz wybełkotała ta istota »do wszystkiego«.
— Czy pani jest w domu?
— Pani?... A jest. Gdzieżby miała być?
— A pan?
— A pana niema. Jezus, Marya, Jezus, Marya!
— Gdzież pan?
— A no... nie wiem. Przecie-że w knajpie.
Niespodziewanie w oczach Leośki zamigotała jakaś twórcza myśl. Oczy te stały się chytre i badawcze. Podeszła do Ewy bliżej, szybko ujęła prawą jej rękę, potem lewą rękę. Obiedwie te ręce podniosła do góry, pod światło, i szczegółowo obejrzała dłonie, jedną po drugiej. Spostrzegłszy, że te tak wypieszczone niegdyś ręce są spracowane, pokłute, pozbijane i szorstkie,