Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

swą piękną głowę w małostkowej gonitwie za nędzną i śmieszną pracą? Gdyby tu przybył i zaczął grać! Wszakże grają wszyscy, a on wygrałby napewno! Te stosy złota przeszłyby prawowicie do jego kieszeni, bo złoto kocha tych, którzy je lekceważą, którzy niem gardzą. Tęsknota popchnęła jej wolę. Napisać do ojca, żeby przyjechał, posłać mu na drogę pieniędzy! Zamieszkać w Nicei, — razem! Ujrzeć go tutaj, być z nim ciągle, wyrwać go z nędzy i przeklętych brudów niedoli. Pędzić tu życie lekkomyślne i wesołe, życie bez troski i wiecznych łez, wiecznych morałów i wzdychań matki! (Postanowiła wysłać list zaraz po powrocie do Nicei).
Właśnie przesunął się obok jakiś pan, wykwintny starzec, różowy, spokojny, wesoły. Szedł obok młodej, strojnej damy, gładząc od niechcenia śnieżnie-białe whiskers, — przystrzyżone i zaczesane ozdobnie. Gwarzył wesoło, przymrużając piwne oczy.
W pewnej chwili, mijając stół gry w trenteet quarante, wysunął z bocznej kieszeni kamizelki biały papier tysiącfrankowy i, przeprosiwszy uprzejmie swą towarzyszkę, postawił na couleur. Dama przystanęła i, przechyliwszy głowę, obserwowała grę. Stary pan chwilę czekał, żując wstawionymi zębami i uśmiechając się dobrodusznie. Tailleur rozłożył karty i wnet posunął mu tysiąc franków. Starzec ujął obadwa białe papiery, wsunął je z przelotnym uśmiechem do kieszeni i, raz jeszcze przeprosiwszy swą towarzyszkę za chwilę zwłoki, ze spokojem i powabem ciągnął rozmowę. Ewa szła za tą parą przez chwilę i oto niespodziewanie, jak wszystko, co się z nią przytrafiało