Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

nikarskich nie pisywał. Rządził w prasie rozmaitych odcieni. Miał nieustające interesy na giełdzie, w parlamencie, na Herrengasse, w ministeryach, namiestnictwach, ambasadach, biurach rządowych, w klubach stronnictw politycznych, słowem wszędzie.
Miał zawsze dużo pieniędzy.
Był to przystojny Niemiec, południowiec. Żywe jego oczy, świecące, jak brylanty, za szkłami binokli werżniętych w orli nos, usta ponsowe, policzki tryskające rumieńcami zdrowia, zaznaczona już a prawie piękna łysina, brzuch, który ze wszech sił usiłował zamaskować i ukryć w wykwintnych kortach, — wszystko to było dla Ewy odrażające oddawna.
Od pierwszego spotkania wiedziała, że ten frant będzie na nią polował i czychał. Z początko nienawidziła go i broniła się wzgardą, jak sztyletem ostrzonym na wszelki wypadek. Później poprzestała na biernej odrazie, widząc, że Pochroń dobrze jej, (własności swojej), pilnuje.
Bawiła się w ciągu tej zimy. Poznała uczty nocne u Sachera i w innych drogich restauracyach, siłę szampana, władzę pieniędzy, na których rozkazy są niezmierne składy towarów i praca mieszkańców olbrzymiego miasta. Jakże lubiła teraz patrzeć, gdy roje najrozmaitszych ludzi biegają i pracują, pracują sprawnie, płynnie, mądrze! Lubiła pasyami lustrować składy na Kärthnerstrasse, badać ich głębokość w ziemi, w piwnicach, w szafach ogniotrwałych i skrytkach, oświetlonych elektrycznością, sondować zasobność w schowaniach, wpuszczonych w mury. Jak w Paryżu skupowała mnóstwo sukien, bielizny, rękawiczek, obuwia, pończoch,