Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żal, panie! Ale miałem pociechę w tem, że kto się wyrzeka własności, zdobywa wszechświat. A ja dążę do tego, żeby posiąść wszechświat.
Malinowski zerknął na mówiącego i przytwierdził:
— Wszechświat... Hm... Szkoda, że za tym przykładem nikt nie pójdzie, kto ma rodzinę, dzieci...
— A ja, wie pan, przypuszczam, że za tym przykładem pójdą. Za idejami polskiemi, które były najbardziej utopijne, jednostkowe i przegrane od samego początku do samego końca szło wielu. Szło wielu wybrańców. A »wybrańcami« i dawna Polska zawżdy stała. Wspomnij pan jeno »listy przypowiednie« i »wybrańców«. Toż to jest nasza historya, którą znać warto. Kiedy Stanisław Żółkiewski, hetman samotny, na dzikiem polu słał listy przypowiednie, był właśnie tak śmieszny dla szlacheckiego świata, jako i ja chudeusz. Ale posyłam we świat szlachecki mój »przepowiedni list«... Wybrańcy tchną w lud polski ducha. Nie było Polski, bo nie było ludu. Było »powietrze szlacheckie«, o którem mówi Mochnacki. Ale może przyjdzie czas, że na kałużach krwi zakwitną kwiaty...
Łumski, stojący z boku, uśmiechnął się ironicznie.
— A czego się pan uśmiecha, można wiedzieć? — spytała Marta.
— A czy nie wolno się uśmiechać?
— Och, wolno, tylko lepiej zarzut wyjawić, niż go zawijać w uśmiech jadowity, jak pieprz turecki w bibułkę.
— Ja się uśmiecham, gdy słyszę, jak ojciec pani pokłada ufność w naszej szlachcie... W naszej szlachcie!