Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mógł myśleć o sobie. Obracał w głowie zdanie, które chciał ubrać w grzeczną formę i nie umiał.
— I cóż, chłopcze, nie idziesz?
— Bo, proszę ojca, rzekł nieśmiało Juljan, powiadają, że przez cały czas rektoratu, ojciec nic nie odłożył. Mam sześćset franków.
Łzy nie pozwoliły mu mówić.
I to będzie zapisane, rzekł chłodno rektor. Idź do biskupa, późno jest.
Przypadek chciał, że tego wieczora ksiądz de Frilair urzędował w biskupim salonie. Jego Dostojność był na obiedzie w prefekturze. Juljan wręczył tedy list samemu księdzu de Frilair, którego nie znał.
Juljan ujrzał ze zdziwieniem, jak ksiądz otwiera śmiało list adresowany do biskupa. Piękna twarz wikarjusza przybrała wyraz zdziwienia połączony z żywą przyjemnością, poczem oblekła się w powagę. Podczas czytania, Juljan, uderzony jego imponującą fizjognomją, miał czas mu się przyjrzeć. Twarz ta miałaby jeszcze więcej powagi, gdyby nie spryt przebijający się w niektórych rysach, spryt który łatwo przybrałby odcień fałszu, gdyby właściciel pięknej twarzy przestał się nią choć chwilę zajmować. Nos, bardzo wydatny, tworzył zupełnie prostą linję i, na nieszczęście, dawał wytwornemu zresztą profilowi podobieństwo z fizjognomją lisa. Ksiądz ten tak widocznie zainteresowany dymisją księdza Pirard, ubrany był z wykwintem, który zachwycił Juljana: nigdy nie widział nic podobnego u żadnego księdza.
Później dowiedział się Juljan o specjalnym talencie księdza de Frilair. Umiał zabawiać biskupa, miłego staruszka stworzonego do życia w Paryżu i czującego się w Besançon jak na wyganiu. Biskup miał słaby wzrok, a namiętnie lubił ryby: ksiądz de Frilair wyjmował mu ości.
Juljan przyglądał się w milczeniu czytającemu księdzu, kiedy nagle drzwi otwarły się z trzaskiem. Bogato ubrany lokaj przeszedł