Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/181

Ta strona została przepisana.

Wkrótce też wysadziła nas na brzeg upragniony, niedaleko od Carriden i po uściśnieniu rąk, puściła się z powrotem do Limekilns.
Alan stał długi czas na brzegu, potrząsając głową.
— Rzadka dziewczyna, Dawidzie, — powtarzał — bardzo rzadka dziewczyna.

XXI.
Przybycie do pana Rankeillor.

Postanowiliśmy nazajutrz rozłączyć się aż do zachodu słońca; — z nastaniem zmierzchu Alan czekać miał na polach przy drodze, blizko Newhalls i nie ruszyć się z miejsca, aż usłyszy moje gwizdanie. Nauczył mnie w tym celu gwizdać mały fragment z arji góralskiej.
Zanim słońce weszło, znalazłem się na długiej ulicy miasta Queensferry. Osada to była dobrze zabudowana: domy z kamienia, niektóre kryte dachówką.
Kręcąc się wciąż po ulicy, zacząłem zwracać na siebie uwagę. Ludzie trącali się łokciami, lub, patrząc na mnie, śmiali się do siebie. Zwolna ogarniać mną zaczęła obawa, że trudno mi będzie dostać się nawet do adwokata, aby z nim pomówić.
Była godzina 9 rano; zmęczony zatrzymałem się machinalnie przed ładnym do-