Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/63

Ta strona została przepisana.

powietrza. Twarde to i zimne było posłanie, budzono mnie co chwila, bo coraz inny wchodził do kajuty, żądając wódki na rozgrzanie, a w godzinach zmiany służby wszyscy trzej najczęściej zasiadali do butelki. Jakim sposobem przy takim trybie życia mogli zachować zdrowie, stanowi dla mnie zagadkę równie niepojętą, jak to, że ja nie zachorowałem ciężko.
Z innych względów służba moja nie była trudną. Nie potrzebowałem nakrywać stołu obrusem, żywiono się ciastem owsianem, kartoflami, rybą soloną, a tylko dwa razy na tydzień jadano mięso. Chociaż niezręczny i nienawykły do kołysania statku, padałem często z półmiskiem na ziemię, obaj zarówno kapitan i pan Riach okazywali niezwykłą cierpliwość. Mimo woli nasuwało się przypuszczenie, że obrachowywali się z sumieniem własnym i że dla tego tacy byli względem mnie wyrozumiali, iż wobec Ransoma postępowali srogo i nielitościwie.
Co do pana Shuan’a, nadmiar pochłanianego alkoholu lub popełniona zbrodnia, a może jedno i drugie wywołały zamęt w jego umyśle. Nie mógł oswoić się z moim widokiem, spoglądał na mnie chwilami, jakby z przerażeniem i cofał się przed dotknięciem mojej ręki, gdy mu podawałem półmisek. Byłem pewny, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co uczynił i drugiego dnia służby mojej w kajucie miałem tego dowód oczywisty. Znaleźliśmy się sami w kajucie; on czas dłuższy wpatrywał się we mnie, nagle zbladł jak trup i z wielkiem przerażeniem mojem