Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1015

Ta strona została skorygowana.
Część I.
CHOLERA.
I.
KONIAK.

W kilka minut potem ów łoskot, którym się tak przerazili biesiadnicy, znowu się rozległ, ale mocniej i ustawiczniej powtarzał się.
— Garson! — rzekł jeden biesiadnik — co to za łoskot słychać tam?
Garson, spojrzawszy na swych towarzyszy i niespokojny, odpowiedział niezrozumiale:
— Panie... jest to... jest to...
— Dalibóg... pewno jakiś złośliwy albo dziwak-lokator, jakiś zwierz, nieprzyjaciel wesołej zabawy puka w posadzkę, dając nam znać, abyśmy mniej głośno śpiewali... — rzekł Nini-Moulin.
Podczas tego zamieszania, Morok zapytał jednego z garsonów i, odebrawszy od niego odpowiedź, krzyknął przeraźliwym głosem, którym zagłuszył całą wrzawę:
— Proszę o głos.
— Pozwalamy... — odpowiedziano wesoło.
Podczas chwilowego milczenia, po odezwaniu się Moroka, znowu dało się słyszeć stukanie, które tym razem było szybsze.
— Lokator nic nie winien — rzekł Morok z uśmiechem — niezdolny jest bynajmniej sprzeciwiać się w czemkolwiek naszej wesołości.