Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1140

Ta strona została skorygowana.

rzadki ten człowiek jest naszym krewnym, on sam omal nie padł ofiarą naszych nieprzyjaciół“.
— Ale kto jest ten człowiek, kto? — zapytał Hardy.
— Ksiądz Gabrjel de Rennepont, mój brat przybrany — zawołał kowal z dumą — szlachetny, pobożny człowiek. Ach, panie Hardy, gdybyś go pierwej poznał, zamiast rozpaczy, serce twoje opanowałaby nadzieja. Jego pociecha zwyciężyłaby twe boleści.
— Gdzież jest ten ksiądz? — zapytał pan Hardy.
— Tam, w przedpokoju. Ksiądz d‘Aigrigny, ujrzawszy go ze mną, wpadł w wściekłość: rozkazywał nam pójść precz; ale mój dobry Gabrjel odpowiedział, że może mu wypadnie rozmówić się z panem o bardzo ważnych interesach, i dlatego nie wyjdzie.
— Przyjacielu.... nie... ja nie wiem... ja lękam się — mówił pan Hardy z wrastającem wahaniem, ale już ożywiony, pokrzepiony przyjazną mową kowala, który, korzystając z tej chwili, pobiegł ku drzwiom, otworzył i zawołał:
— Gabrjelu, bracie mój... mój dobry bracie, przychodź tutaj. Pan Hardy chce się z tobą widzieć!
— Przyjacielu — odparł pan Hardy, wahając się, ale jakby rad z tego, że Agrykola nie czekał jego potwierdzającej odpowiedzi: — Przyjacielu, co czynisz?
— Wzywam wspólnego naszego obrońcę! — odpowiedział Agrykola, nie posiadając się z radości i przekonam o pomyślnym skutku wdania się Gabrjela w tę sprawę.
Wkrótce Gabrjel wszedł do pokoju pana Hardy.