Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1254

Ta strona została skorygowana.
XII.
SOJUSZ.

Wielebny ojciec Cabocini, jezuita z Rzymu, który wszedł do Rodina, był to mały, najwyżej trzydziestoletni człowieczek, tłuściutki, pucołowaty. Niedowierzający, ostrożny, okiem i uchem baczny na wszystko, jak stary wilk, który zwietrzą i przewąchuje wszelki napad, zasadzkę, podejście. Rodin jak żyw nigdy jeszcze nie był tak ściskany i całowany; coraz bardziej lękając się podstępu kryjącego się pewno pod tak gorącemi pocałunkami, jezuita francuski usiłował wszelkiemi sposobami uniknąć dowodów przesadnej czułości jezuity rzymskiego, ale ten nie zwalniał, nie puszczał go, i całował dopóki sił starczyło. Nareszcie dobry ojciec Cabocini zadyszany musiał odczepić się od szyi Rodina, który zmęczony temi pieszczotami, rzekł gderliwie:
— Sługa uniżony, mój ojcze, sługa uniżony... niema potrzeby całować się tak mocno...
Lecz mały jezuita, słowa nie odpowiedziawszy na tę przyganę, wlepiwszy weń jedyne oko, zawołał z gorącem uniesieniem:
— Nakoniec oglądam to cudne światło naszego świętego zgromadzenia, mogę przycisnąć je do swego serca.. tak... jeszcze, jeszcze.
I dobrze odetchnąwszy, mały ojciec znowu przyczepić