Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1260

Ta strona została skorygowana.
XIV.
MIŁOSTKI FARYNGEI.

Wbrew swemu zwyczajowi, Dżalma nie był dnia tego u panny de Cardoville. Uprzedziła go ona wczoraj jeszcze, iż żądać będzie od niego tej łaski, aby jej pozostawił zupełną wolność przez cały ten dzień, iżby go mogła poświęcić na potrzebne przygotowania do ich ślubu i przyszłego małżeństwa. Dla Iondjanina, oddawna już przywykłego do przepędzania całych dni przy Adrjannie, ten dzień cały poza jej domem spędzony, wydawał się wiecznością. Namiętna jego miłość do najwyższego doszła już stopnia. Już to dręczony gorąco niecierpliwością, już wpadając w pewien rodzaj odrętwienia, w które zanurzał się umyślnie, aby uniknąć, uchronić się od myśli, które go tak dręczyły, Dżalma leżał na sofie, zakrywszy twarz rękami jakgdyby chciał uniknąć jakiegoś zwodniczego widzenia. Wtem Faryngea wszedł do księcia, nie zapukawszy wprzód do drzwi, według swego zwyczaju. Na niespodziany odgłos wchodzącego metysa, Dżalma wzdrygnął się, podniósł głowę i obejrzał się wokoło siebie ciekawie, lecz, ujrzawszy niewolnika zbladłego, pomieszanego, powstał co żywo i, kilka kroków ku niemu postąpiwszy, zawołał:
— Co ci jest, Faryngea?
Po chwilowem milczeniu, jakgdyby przezwyciężywszy w sobie jakieś wahanie, Faryngea, rzuciwszy się do nóg księciu, rzekł słabym, niewyraźnym głosem, z ciężką rozpaczą, niby błagając:
— Jestem bardzo nieszczęśliwy... zmiłuj się nade miną kochany panie!
— Cóż się stało? Mów, Faryngeo!