Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/584

Ta strona została skorygowana.

że on jest odważny, jak ty; musi więc być wielkie niebezpieczeństwo, skoro tak bardzo boi się przełożonych.
— Rozumiem wszystko... — rzekł żołnierz. — Gabrjel jest tak samo jak Róża i Blanka, jak panna de Cardovilel... jak twoja matka, jak może i my nawet, niewinną ofiarą intryg jezuitów... Kiedym teraz poznał ich niegodziwe sposoby, ich straszną chytrość i zawziętość.. widzę — dodał ciszej — że trzeba być bardzo mocnym, aby wystąpić z nimi do walki...
— Dobrze mówisz, ojcze... jezuici, przy swej obłudzie i złośliwości, tyle mogą uczynić złego, ile dobrzy pomiędzy nimi, tacy jak Gabrjel, czynią dobrego... Nie można ich się nie lękać.
— Tak. to prawda... i to mnie przeraża, bo biedne moje dzieci są w ich rękach. Czyż można je opuścić? O! nie, nie... precz ze słabością,,, a jednakże... od chwili jak twoja matka odkryła nam te szatańskie zmowy, nie wiem... ale mniej jestem śmiały... Okropnem wydaje mi się wszystko, co się wokoło nas dzieje. Porwanie tych dzieci jest epizodem rozgałęzionego spisku, który nas otacza i zagraża nam.... Zdaje mi się, że ja i ci, których kocham, chodzimy w ciemnościach... pośród wężów... pośród nieprzyjaciół i zasadzek... których ani widzieć, ani zwalczyć nie można.... Nie jestem tchórzem... Teraz zaś pawiem ci prawdę... ja się boję jezuitów.,,,
Agrykola zadrżał, gdyż podzielał to wrażenie.
Ludzie otwartego charakteru, dzielni, śmiali, przywykli walczyć i działać jawnie, lękają się tylko, żeby ich nie usidlali, nie uderzali znienacka nieprzyjaciele niewidzialni.
Milczenie przerwał powrót Garbuski.
Lekko zapukała, zatrzymując się za drzwiami z ojcem Loriot.
— Pani Franciszko, czy można wejść? — zapytała — bo ojciec Loriot niesie drzewo.