Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/886

Ta strona została skorygowana.

Zdawało się jej tylko (jak się tego spodziewano), że ta niegodziwość musi być dziełem jakich niższego rzędu sług, zazdrosnych o poszanowanie, jakie okazywała jej panna Cardoville.
Tak sobie pomyślała Garbuska w strasznej rozpaczy. Te karty, tak boleśnie poufne, iż nie ośmieliłaby się powierzyć ich najczulszej i najprzywiązańszej matce, gdyż, pisane, iż tak powiem, krwią jej ran, aż nadto wiernie malowany i odsłaniały tysiączne, najtajemniejsze rany jej zbolałego serca... te karty miały służyć... już może w tej chwili służyły... za igraszkę sługom tegoż pałacu.

Dołączone do tego listu pieniądze i szyderczy sposób, w jaki były ofiarowane, tembardziej jeszcze utwierdzały ją w domyśle. Chciano, aby bojaźń nędzy nie przeszkadzała jej w oddaleniu się.
Garbuska powzięła decyzję ze zwykłym sobie spokojem i niezachwianą wolą. Wstała; w jej żywych, nieco obłąkanych oczach, nie pokazała się ani jedna łza; dosyć bowiem od wczoraj napłakała się. Drżącą, zimną ręką napisała na kartce papieru, którą położyła przy bilecie 500-frankowym, następujące słowa:
„Niech Bóg błogosławi pannę Cardoville za wyświadczone mi dobrodziejstwa; przepraszam Ją, że opuszczam dom, w którym dłużej pozostać nie mogę“.
To napisawszy, rzuciła w ogień ów hańbiący list, który zdawał się palić jej ręce...
Postanowiwszy opuścić ten dom, już postąpiła kilka kroków ku drzwiom i, przechodząc przed kominkiem, niechcący zobaczyła się w zwierciadle, bladą jak śmierć i czarno ubraną... wtedy pomyślała, że nosi ubiór nie należący do niej... i przypomniała sobie ustęp listu, w którym wyrzucano jej, że same tylko gałgany miała na sobie, gdy przybyła do tego domu.