Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/913

Ta strona została skorygowana.

— Ty... nieszczęśliwy! — zawołał ojciec Simon, z niepokojem patrząc na syna.
— Kochany ojcze, opowiem ci wszystko... — odrzekł marszałek zmienionym głosem — potrzebuję bowiem rady twego nieugiętego charakteru.
— W sprawach honoru, cnoty, nie potrzebujesz niczyjej rady!
— Tak, mój ojcze, ty jeden wydźwignąć mnie możesz z niepewności, która jest dla mnie prawdziwą męczarnią.
— Mów-że mi więc otwarcie... proszę cię.
— Od kilku już dni moje córki są tak milczące, tak skryte, ponure!... W pierwszych chwilach mego połączenia się z niemi, nie posiadały się z radości, były bardzo wesołe... Nagle zmieniły się, coraz są smutniejsze... wczoraj jeszcze zastałem je płaczące; wtedy, wzruszony, przycisnąłem je do piersi, ucałowałem i prosiłem, żeby mi wyznały przyczynę swego smutku... Nic nie odpowiedziawszy, rzuciły mi się na szyję, zaczęły mnie całować i płakać.
— To rzecz osobliwa!... ale cóż za przyczyna tej zmiany?
— Czasami obawiam się, czy niedosyć ukrywam przed niemi żal po śmierci ich matki... i biedne te anioły martwią się może, że nie mogą mnie uczynić dość szczęśliwym. Z tem wszystkiem, rzecz to niedocieczona, zdaje się, że nietylko pojmują, ale podzielają mój żal... Wczoraj jeszcze mówiła mi Blanka: „O ileż to byliśmy szczęśliwsi, gdyby wpośród nas była nasza mama!...“
— A więc podzielają z tobą żal, nie mogą ci wyrzucać... Inna musi być przyczyna ich zmartwienia.
— Ja to właśnie mówię, mój ojcze: lecz jaka ona jest? Napróżno usiłuję odgadnąć. Ale co ci powiem jeszcze, ojcze? Czasami ośmielam się przypuszczać, czy jaki zły duch nie wmieszał się między moje dzieci a mnie... Jest to myśl niedorzeczna, głupia, wiem o tem;