Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/954

Ta strona została skorygowana.

wpadła do głowy Adrjannie, widać było zbiegowisko tłumu w bocznej ulicy.
— Patrzno, wujaszku, — rzekła pani Morinval — jak się tam ludzie zbiegają! Gdyby też kazać stanąć powozowi i posłać tam dowiedzieć się?...
— Dotrzeć możnaby było, ale daruj, moja kochana — rzekł hrabia; — wkrótce już będzie szósta; widowisko drapieżnych zwierząt zacznie się o ósmej; ledwie będziemy mieli czas powrócić i zjeść obiad... Tem wdzięczniejszy będę paniom, gdy nie będziecie opóźniały powrotu, że, zaprowadziwszy je do bramy Św. Marcina, będę jeszcze musiał udać się do klubu na pół godzinki, dla dania tam głosu za lordem Campbell.
— Mój wujaszku, więc pozostaniemy same: Adrjanna i ja na widowisku?
— Twój mąż będzie wam towarzyszył.
— Jednak życzyłybyśmy sobie, żeby wujaszek na długo się od nas nie oddalał.
— Ba! i ja, równie jak wy, ciekawy jestem widzieć te straszne zwierzęta i sławnego Moroka, niezrównanego pogromcę zwierząt.
W kilka minut potem powóz panny Cardoville oddalił się od pól Elizejskich, uprowadzając małą dziewczynkę i dążąc na ulicę Anjou.
W chwili, kiedy ten paradny ekwipaż niknął, zbiegowisko, o którem nadmieniliśmy, jeszcze powiększało się; słychać było wykrzykniki politowania.
— Cóż to jest tam?
— Mówią, że jakaś biedna... garbata dziewczyna upadła z osłabienia, z głodu.
— Garbata... mała szkoda!... dosyć ich i tak garbatych...
— Garbata czy prosta... jeżeli umiera z głodu... — odpowiedział jakiś młodzian, ledwie mogąc powściągnąć swoje oburzenie — jest to rzecz nie mniej smutna, i nie ma się tu z czego śmiać, mój panie!