Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/285

Ta strona została przepisana.

— I ido tego baron! — dodała pani Helvira. — Chyba i dla panienki wystarczająca to perspektywa, zostać panią baronową.
— Krótko mówiąc — zakonkludował pan Achilles — mówimy o baronie Ewinie de Ker-Elliot — tym, który tu przed kilkoma dniami gościł na obiedzie... No, teraz to jestem pewny, że nam podziękujesz... Sam majątek pana de Ker-Elliot zasługuje na uwagę: w moich depozytach ma przeszło dwieście tysięcy franków, zaś w swej ojczystej Bretonji wspaniałe dobra i lasy — przytem człowiek to stateczny, oszczędny, nie skąpiec, ani ryzykant, ale umiejący gospodarować... i do interesu ma głowę... Krótko mówiąc, pojutrze wieczorem, przedstawiam ci narzeczonego, a najdalej za miesiąc[1] ślub i wesele.
Teresa nie wiedziała wprost, co ma powiedzieć, bliska była spazmów.
— Ależ pan baron de Ker-Elliot... wcale mnie nie zna... raz mnie widział... zaczęła z wahaniem, łamanym głosem i jąkając się. — Być może że jest to człowiek o wielkich zaletach... ale nie miałam sposobności tych zalet ocenić... przecież prawie z nim nie rozmawiałam... Ależ i on również nie zna mnie, nie zna mojego charakteru... i nie jestem pewna...
— Jakto!... To już zawiele... więc byłabyś aż tak zuchwała... że i mnie śmiesz się sprzeciwiać! — zawołał pan Dunoyer stłumionym głosem, zbliżając się do rzekomej córki. Helvira wprost dusiła się od złości.
— Widzisz, Achillesie, po niej wszystkiego spodziewać się można. Sądzę, że choćby nas miała doprowadzić do śmierci z rozpaczy, nie zawahałaby się ani chwili! Co za zatwardziałość!

— Ależ rodzice chcą zadecydować o losie całego mego życia i nie mogę przyjąć tej decyzji, razem z na-

  1. We Francji formalności przedślubne są krótsze, niż w większości innych krajów.