Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/322

Ta strona została przepisana.

— Ależ, doskonale! — Powiesz jej, co uznasz za najstosowniejsze.... och, ty to będziesz umiała!
— Dobrze, mój Piotrze; zaraz biorę chustkę i idę. Doprawdy, aż śmieszne, jak mi serce mocno bije!
— Och — pomyślałby kto doprawdy, że idziesz coś złego robić.
— No, już idę... tylko pilnuj, żeby dzieci nie pobiegły za mną.
— Chodźcie, dzieci, chodźcie — mówił blacharz — już ciemno zupełnie żeby was zagrzać, wezmę was na kalana.
I Piotr, wziąwszy obie córeczki na kolana, zaczął je silnie huśtać, z wielką uciechą dla obu dziewczynek.
Tymczasem Augusta dostała się małemi, ciemnemi schodkami na strych.
Rozklekotane drzwi małej stancyjki nie domykały się i gwałtowny wicher wstrząsał niemi co chwila.
Augusta zapukała najpierw zlekka, potem mocniej; wreszcie, widząc, że nikt się nie odzywa, zdecydowała się wejść pocichu.
Smutny, o, bardzo smutny widok roztoczył się przed jej oczyma!
Strych, ściśle mówiąc, izdebka na strychu, oświetlona była słabo miałem okienkiem o czterech drobniutkich zielonkawych szybkach, wyglądających zgoła, jak szkło butelek od piwa; w wąskich, drewnianych ścianach, widniała cała masa szpar, przez które wiatr swobodnie przewiewał, a nawet narzucał do tej nędznej nory śniegu.
Po ścianach, niedbale pobielonych wapnem, spływały całe strumienie wody i nawpół stopniałego śniegu. Umeblowanie całej stancyjki sprowadzało się do kaflowego pieca, tapczanu, jednego krzesełka i małego stolika; mimo to, izdebka ta wyróżniała się z pośród tysięcy podobnych jej dziur, niesłychaną czystością.
Na tapczanie, nędzniejszym jeszcze, niż łóżko blacharza, na barłogu poprostu, leżała zemdlona Teresa Du-