Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/85

Ta strona została przepisana.

wisz? Co to ma znaczyć; to mnie zastanawia... Jestem pewna, że masz jakiś zamiar niebardzo grzeczny... Szkaradny chłopaku, jesteś tak czuły, tak zalotny!... Moja ciotunia, Sarrageot, nazywa cię swym plenipotentem, ja zaś, gdybyś wreszcie nauczył się akuratniej wypełniać moje zlecenia, nabywałabym cię moim... no, nie wiem, sama nie wiem kim... Ach, otwórzno okno, może się prędzej na kominku rozpali... Podaj mi płaszcz — boję się kataru; gram w pierwszej sztuce i boję się chrypki, jak cholery!... Aha., zapomniałam: muszę ci coś o teatrze powiedzieć. Możesz już zamknąć okno, tylko rozdmuchaj ogień, bo słabo się pali.
Trudno opisać gniew i zniecierpliwienie pana de Montal w ciągu całej tej rozmowy z niegrzeczną, ordynarną, nawet nie umiejącą poprawnie się wyrażać komedjantką; jednakże, aż do chwili przyjęcia oświadczyn, musiał cierpliwie znosić wszystko, jak zresztą już od dwóch lat znosił.
Cała ta rozmowa najlepij daje poznać, jak drogo, jakiemi upokorzeniami opłacać musiał pan de Montal szczęście, którego mu tak zazdroszczono. Nie mamy potrzeby powtarzać, jak wielka zachodzi różnica pomiędzy uprzedzającą grzecznością kochanka, choćby w stosunku do kobiety, zgoła mu nierównej kondycją, i poziomem umysłowym, a hańbiącem służalstwem, do jakiego się hrabia poniżał.
Teraz pan de Montal zamknął okno i powrócił; uklęknął znowu przed panną Julją, z niecierpliwością oczekując ciągnięcia dalej, a z większą jeszcze ukończenia rozmowy.
Julja odezwała się pierwsza, z początku spokojnie, — potem coraz gwałtowniej:
— Miałam ci powiedzieć coś o teatrze... Oto, dziś rano, przychodząc na próbę, słyszę w foyer moje nazwisko — zatrzymuję się, zaczynam słuchać — okazuje się, że to znów ten sitary Ducanson szkaradnie mnie obmalowuje. Wpadam, zirytowana okropnie i powiadam mu, że będzie miał ze mną i z tobą do czynienia... aż tu —ten stary grzyb poczyna sobie kpić w żywe oczy i ze mnie i z ciebie —