Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/101

Ta strona została przepisana.

— Bądź pan spokojny, jak ruszę, to wszystko połamię, chcę ażeby ani kawałka nie zostało z pańskiego powozu, gdy staniemy na przeprząg!
I znowu ruszył galopem.
Lecz po dwóstu może krokach téj szalonéj jazdy, nowe i nagłe nastąpiło wstrzymanie.
— Cóż to znaczy? — zawołał podróżny, — cóżeś znowu zrobił?
— Niech cię milion kroć sto tysięcy, fur, beczek, batalionów! — krzyknął Piotr zsiadając z konia, kończąc swoje przekleństwo pod nosem, i udając jakoby poprawiał postronki u orczyków.
— Czy się co zerwało w twoim zaprzęgu?
— A do stu piorunów!
— Może się koń rozkuł?
— Niech cię milion kroć sto!...
— Powiedzże mi przynajmniéj co ci się stało, mój kochany.
— Nie zważaj pan na to... to nic mój obywatelu... ten gałgan lejcowy wierzgnął oto za nadto wysoko i zaczłapał... muszę mu teraz nogę przełożyć.
— To jeszcze, nie wielkie nieszczęście, rzekł podróżny głosem łagodnym; staraj się