Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1489

Ta strona została przepisana.

— Rozumie się iż wcale nienajgorzéj! — z nadęciem odrzekł Leporello, — wcale nienajgorzéj... Pan mój postrzegając żem niósł list na tacy, wyciąga po niego rękę, mówiąc: — Od kogo to? — Mąż tak blizko stoi iż niezawodnie byłby poznał pismo... zresztą bardzo łatwe do poznania... bo ot tak ogromnemi literami nakreślone...
— Ależ kończ-że Leporello; bo już nudzisz! a jam tak ciekawa, — rzekła Julia.
— Powiedzieć fałszywe nazwisko... na cóżby się przydało, — mówił dalej Leporello, — przecież nie byłbym tym sposobem przemienił szatańskiego napisu.
— Ale kończ-że przez Boga żywego!
— Wtedy cofając tacę tak aby mój pan nie dosięgnął jéj, a mąż nie dostrzegł listu, mówię mojemu panu z uśmiechem: — Nie mogę oddać tego listu panu baronowi... w obec pana vice-hrabiego.
— A to dla czego? — pyta mnie mój pan zdziwiony.
— Bo pan vice-hrabia zna to pismo, — odpowiedziałem z uśmiechem. — Patrzno na tego filuta Leporello, istny Frontin! — mówi mąż wybuchając śmiéchem, a tymczasem pan mój, na którego mrugnąłem, wstaje, bierze list, i szybko przeczytawszy, chowa go do kieszeni.
— Bravo! Leporello, — krzyknęły wszystkie głosy.