Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1703

Ta strona została przepisana.

— Tak jest... poczekaj, — rzekła mi żywo, czémprędzéj składając tylko co napisany list. Zarumienione lice Reginy, wilgotne jeszcze oczy, jaśniały promieniejącą radością.
Książę, nadzwyczaj blady, o kominek oparty, ulegał tak silnemu wzruszeniu, iż drżał na całém ciele; a jednak, mimo to drżenie, mimo bladość, na rysach jego można było wyczytać utajone szczęście... Bez wątpienia miał nadżieję.
Regina zapieczętowała list i rzekła mi głosem radością wstrząsanym:
— Ten list... oddasz mojemu ojcu... natychmiast i do własnych jego rąk, rozumiész? do własnych rąk. Powóz mój zaprzężony... weź go... i jedź jak najspieszniéj... Nie trać ani minuty... ani sekundy.
— Księżna pani pozwoli uczynić sobie uwagę.
— Jaką? — niecierpliwie spytała.
— Że może pan Melchior nie zechce mię wpuścić do pana barona.
— Prawda, — rzekła Regina, obracając się do męża, — widzisz, że lepiéj będzie skoro sama pojadę. Żywo, biegaj niech powóz zajeżdża, powiedziała do mnie.
— Zapewniam cię, — odrzekł książę, że w stanie zdrowia twojego ojca, tak niespodziewane przybycie... w obecnéj okoliczności, — dodał dobitnie te wyrazy wymawiając, najniebezpieczniejsze może sprowadzić następstwa. Przeciwnie zaś, list przy-