Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/797

Ta strona została przepisana.

Nie znałem nigdy wrażenia gry; ale Bamboche, który późniéj za pomocą, jeżeli nie występnych to przynajmniéj niebardzo skrupulatnych środków, mógł rozrządzać dosyć znaczną summą i grywał z rozmaiłem szczęściem, powiedział mi, i sam się przekonałem, że wrażenia gry najbardziéj podobne są do nieustannych zmian obawy i nadziei, przestrachu i radości, dostatku i braku, jakie znamionowały każdy dzień naszego włóczęgostwa.
Gdzie dziś noc przepędzimy? czy obfitą dostaniemy jałmużnę? czy kradzież pójdzie pomyślnie? czy Baskina dosyć uzbiera za swe śpiewki? czy nas nie schwytają na złym uczynku?...I kradnąc jakiéjże to doznawaliśmy obawy i trwogi! a gdyśmy sobie bezkarnie już co przywłaszczyli i bezkarnie także sprzedali, jakaż wtedy radość, duma, obok szyderstwa z okradzionego!
Takie to prawie co dzień miotały nami uczucia. Traf, nieprzewidziane przygody, stanowiły życie nasze; jakoż późniéj gdy przebyłem rozmaite koleje, nie przypominam sobie abym żył, nie powiem szczęśliwiéj, lecz prędzéj jak w owéj awanturniczej epoce mojego istnienia.
Jeżeli obok władającéj nami fatalności, przypuścić można co na umniejszenie hańby i zgrozy ówczesnego postępowania naszego, to chyba dziecinną swawolę naszę, bo podług pojęć dziecinnych nie tyle dopuszczaliśmy się kradzieży, jak raczéj pu-