Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/100

Ta strona została przepisana.

— Mój drogi ojcze, niechaj sobie będzie czém chce, mało mnie to obchodzi! ale w niektórych rodzicach zdarzają się szczególniejsze przeciwieństwa.
— Co przez to rozumiesz?
— Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedym zobaczył w jednym pokoju tego domu portret kobiéty, rysów tak pięknych, tak delikatnych, tak niezwyczajnych, że zdawało mi się jak gdyby go tam umyślnie zawieszono na przekorę temu złośliwemu czerwonemu nosowi. Zresztą, portret podobien był aż do złudzenia do jednego z moich towarzyszów szkolnych. Uderzony tą okolicznością zapytałem starego harpagona czyjby to był obraz. Odpowiedział mi głosem opryskliwym, że to portret jego siostry, nieboszki pani de Saint-Herem? — Czyby ta dama była matką pewnego młodzieńca nazwiskiem Saint-Herem? — zapytałem znowu mego gospodarza. — Ah! ah! mój ojcze kochany, — wtrącił Ludwik śmiejąc się głośno i serdecznie, gdybyś ty wiedział.
— No, cóż takiego?
— Na sam widok miny pana Ramon, kiedym tylko wymówił nazwisko Saint-Herem, powiedziałbyś, ze sam czart stanął nagle przed nami,