Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/11

Ta strona została przepisana.

Mocne wzruszenie wzdymało jéj piersi pod szarą wytartą chustką merynosową okrywającą wyblakłą, bawełnianą sukienkę, gdy tymczasem jéj ręce złożone na kolanach lekko ale widocznie drżały.
Pisarz, chcąc ośmielić nieco dziewczynę, przemówił do niéj głosem uprzejmym:
— No, uspokój się, moje dziécię. Po co ta trwoga? Zapewne panienka życzysz sobie, ażebym ci napisał podanie jakie, prośbę, może list jaki?
— Tak.... panie.... przychodzę prosić.... o.... napisanie listu.
— Więc panna nie umiesz pisać?
— Nie.... panie, — odpowiedziała Maryja rumieniąc się jeszcze bardziéj, gdyż do wrodzonéj nieśmiałości łączył się jeszcze wstyd jéj nieświadomości.
Pisarz, żałując może, że mimowolnie upokorzył swą Klientkę, dodał głosem ujmującym.
— Biédne dziecko! czy sądzisz żebym ja naganiał twoją niewiadomość?
— Panie...
— O! wierzaj mi, — przerwał jéj głosem wzruszonym, — przeciwnie, ja się lituję, ubolewam nad osobami, które jak ty, nie odebra-