Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/20

Ta strona została przepisana.

Gdyby młoda szwaczka sama nie była zbyt wzruszona, byłaby bez wątiepnia dostrzegła wyraz przymusu malujący się od niejakiego czasu na twarzy pisarza, a który z większą jeszcze objawił się surowością, kiedy już był pewnym nazwiska osoby, do któréj ten naiwny list miał być posłany. Rzuciwszy niespodzianie zagniewanym wzrokiem na Maryję, zdawało się jak gdyby się nie mógł zdobyć na napisanie podyktowanego adresu, gdyż położywszy tylko na kopercie wyrazy: do JMPana.... opuścił pióro, i rzekł do swéj Klientki starając się uśmiechnąć do niéj zwykłą sobie uprzejmością dla pewniejszego ukrycia swéj niespokojności i obawy:
— Posłuchaj moje dziécię... jakkolwiek my się pierwszy raz widziemy, zdaje się przecież, że masz do mnie jakieś zaufanie.
— To prawda, panie... zanim tu weszłam, sądziłam, że nie będę miała odwagi podyktować mój list nieznanéj mi osobie; lecz pan mnie przyjąłeś tak dobrze, że nie czułam już prawie żadnéj obawy....
— Obawy, dla czego, moje dziecko? Gdybym nawet był twoim ojcem, jeszczebym nic nie znalazł do nadmienienia przeciw listowi,