Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/289

Ta strona została przepisana.

kiem od pewnego czasu była pogrążona, rzekła do pana Saint-Herem:
— Ponieważ pan de Riancourt ośmielił się już uczynić panu zapytanie, które się panu niewłaściwym wydawać może, przyznam się tedy, że i ja podzielam także jego ciekawość.
— Zapewne uważałaś pani, — odpowiedział Saint-Harom z uśmiechem, — że większa część osób, które na dzisiejszy wieczór z wielką przyjemnością do siebie zaprosiłem, nie należy wcale do téj klassy towarzystwa, którą nasza arystokracyja wielkim światem nazywa.
— To prawda, panie.
— Jednakże, przed chwilą dopiéro, zdawałaś się pani być szczęśliwą, żeś tu napotkała wielkiego artystę, twórcę téj kopuły, która wywołała uwielbienie pani?
— Rzeczywiście, panie, mówiłam już panu, że to spotkanie było dla mnie bardzo przyjemnym.
— Sądzę, że moje zaproszenie tego artysty równie jak wielu jego towarzyszy na otwarcie tego wspólnego ich dzieła, pozyska zatwierdzenie pani?
— Zdaje mi się, że takie zaproszenie było niemal obowiązkiem ze strony pana.