Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/34

Ta strona została przepisana.

którego wygadały tu i owdzie długie kosmyki siwych włosów.
Pani Lacombe zdawała się być w téj chwili bardzo cierpiącą i zagniewaną: jéj zapadłe oczy błyszczały jakimś ponurym ogniem. Z trudnością obróciła się na łóżku, ażeby surowiéj przypatrzćć się swéj chrzestnéj córce, i zawołała głosem groźnym:
— Zkąd przychodzisz?
— Moja chrzestna matko, ja...
— Latawcze.... Umyślnie zostawiasz mnie samą ażeby mnie do większego gniewu doprowadzić i zgubić, nie prawdaż?
— Zaledwiem godzinę bawiła za domem, moja chrzestna matko.
— A myślałaś, że mnie zastaniesz nieżywą z gniewu, — czy tak?
— O! mój Boże, mój Boże!
— Tak, płacz teraz, niegodziwa. Nie oszukasz mnie ty, nie. Jużem ci się bardzo naprzykrzyła, o tak! Dzień, w którym trumnę moją zakryją, to będzie prawdziwa radość dla ciebie, dla mnie także, bo zanadto już cierpię! Nie, — dodała nieszczęśliwa kobiéta przyciskając rękę do piersi i wydając długie a bolesne west-