Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1153

Ta strona została skorygowana.

Z temi słowy udała się hrabina Zomaloff do salonu, gdzie zastała ciotkę i księcia.
Księżna Wileska, ciotka hrabiny Zomaloff była to bardzo wykształcona i znakomita dama o białych, lekko pudrowanych włosach.
Książę Riancourt był małego wzrostu, liczył około trzydziestu lat, z cokolwiek krzywą szyją, głupkowatą twarzą, nosił długie gładko zaczesane włosy, w rysach twarzy odzwierciedlał się podstęp i faryzeuszostwo. Wszystkie jego ruchy zdradzały pewne wyrachowanie i wielkie panowanie nad sobą.
Gdy hrabina Zomaloff weszła do salonu, poszedł jej naprzeciw, a skłoniwszy się nisko przed nią, ucałował piękną rękę, którą podała mu hrabina. Spojrzawszy na hrabinę, zdawał się na chwilę być olśnionym, potem zawołał z zachwytem:
— Ach, jeszcze nigdy nie widziałem wszystkich djamentów pani hrabiny. Nie przypuszczam, aby jeszcze piękniejsze istniały na świecie. Ach, jakie piękne, jakie pyszne!
— Rzeczywiście? mój kochany książę — pytała hrabina, która udawała że jej to pochlebia. — Zawstydza mnie pan tem pochlebstwem, które należy się jubilerowi. A że ta kolja i ten djadem tak pana zachwyciły, żeś się nawet na takie pochlebstwa zdobył, muszę panu w zaufaniu zdradzić nazwisko handlarza, który te kamienie sprzedaje. Nazywa on się Ezechiel Rabolautencraff, mieszka w Frankfurcie.
Podczas, gdy książę Riancourt, cokolwiek zmieszany drwiącą odpowiedzią hrabiny namyślał się nad stosownem odezwaniem się, ciotka spojrzała na hrabinę z wyrzutem i rzekła do księcia z wymuszonym uśmiechem:
— Widzisz kochany książę, jak ta złośliwa Teodora znajduje przyjemność w tem, aby pana męczyć. W ten sposób ukrywa się zawsze skłonności, które odczuwa się dla miłych nam osób.