Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

— Wiem, kochana pani Dupont — rzekł do niej — jak przywiązaną byłaś do swej pani.
— Ah! panie margrabio, pani hrabina była tak dobra — odpowiedziała pani Dupont zalewając się łzami, — jakżeby można było nie być dla niej przywiązaną!
— Ponieważ znam przywiązanie i szacunek, jaki zachowałaś dla pamięci swojej niezrównanej pani; dlatego prosiłem panią, ażebyś była łaskawą przybyć do mnie, kochana pani Dupont; idzie tu o rzecz bardzo delikatnej natury.
— Słucham pana margrabiego.
— Dowód zaufania, jaki mi dała pani de Beaumesnil, wzywając mnie w godzinę śmierci do siebie, powinien panią najprzód przekonać, że pytania, które ci uczynię, niemal ze świętym dla nas łączą się interesem; dlatego też liczę na pani szczerość, a potem milczenie.
— O! może pan liczyć na nie, panie margrabio.
— Wiem o tem. Teraz posłuchaj pani o co idzie. Pani de Beaumesnil, miała od dawna zleconem od jednej ze swoich przyjaciółek zajmowanie się losem pewnej młodej sieroty, która teraz przez śmierć swej okiekunki, może znajdzie się bez żadnej pomocy. Nie wiem ani nazwiska, ani mieszkania tej panienki, a zachodzi potrzeba, ażebym się o tem dowiedział. Czy nie mogłabyś mnie w tej mierze objaśnić?
— Młoda sierota? — odpowiedziała pani Dupont z namysłem.
— Tak.
— W ciągu tych dziesięciu lat, które spędziłam w służbie pani hrabiny, — dodała pani Dupont po chwili milczenia, nie widziałam nigdy żadnej panienki do niej przychodzącej, którąby obdarzała swoją opieką.
— Jesteś pani tego pewną?
— O! najpewniejszą, panie margrabio.
— I pani de Beaumesnil nie dała pani nigdy żadnego