Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1686

Ta strona została skorygowana.

dziłam tutaj mego siostrzeńca w nadziei... że zbliżywszy go z panną... liczyłam na to małżeństwo... żem...
— O! Zuzanno, krzywdzisz mnie, przypuszczając, że jestem zdolny posądzić cię o taką podłość!
— Zaklinam... błagam pana... niech pan powie, o! powie, że nie myślisz, ażebym była w stanie dopuścić się tego!
— Powtarzam ci, że byłaś nierozważną, żeś postąpiła bez zastanowienia, oto wszystko, a tego jest dosyć, Ale żeby cię posądzić o jakąś niecną rachubę, byłoby szaleństwem. Pojmuję nawet, że niektóre szczególne okoliczności, dotyczące osoby twego siostrzeńca, musiały ci się zdawać dostateczną rękojmią, i że, uważając go tak, jak ty go uważałaś, za młodzieńca małoznaczącego nie domyślałaś się nawet niebezpieczeństwa grożącego mej córce.
— Niestety! panie, to szczera prawda; uważałam go tylko za nieszczęśliwe dziecko.
— Wierzę ci, powtarzam, ale złe już się stało.
— Na szczęście, panie, to złe może się jeszcze naprawić; jutro o świcie Onezym wyniesie się stąd i noga jego nie postanie już w tym domu.
— Ja tego nie chcę — zawołał Cloarek — a Sabina?
— Jakto, panie?
— Ten odjazd może ją zasmucić, może ją zabić. Wszakże ona jest tak słaba, tak tkliwa, tak nerwowa. Ah! to czułość jej nieszczęśliwej matki.
— Mój Boże! mój Boże! widzę teraz całą moją winę — rzekła ochmistrzyni z płaczem — co tu robić, co robić?
— Albo ja wiem? ja sam nie wiem.
Cloarek wzruszony przechadzał się chwilę szerokim krokiem po salonie; potem, zdjęty głębokim smutkiem, rzekł do Zuzanny:
— Gdzie jest twój siostrzeniec?
— Niedaleko, panie, w błękitnym pokoju, powiedzia-