Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

Podczas tej rozmowy pani de La Rochaigue z margrabią, Helena odprowadziła pannę de Beaumesnil do jej pokojów, i odchodząc powiedziała do niej:
— Teraz życzę ci spokojnej nocy, kochana Ernestyno; módl się do Najwyższego, ażeby oddalił z twoich snów oblicze tego szkaradnego pana de Maillefort.
— Doprawdy, panno Heleno, ja sama nie wiem, dlaczego on niemal obawę we mnie budzi?
— Uczucie to jest bardzo naturalne — odpowiedziała bigotka ze słodyczą — i uczucie to jest łagodniejszem jeszcze aniżeli byćby mogło, bo gdybyś wiedziała...
Ponieważ zaś Helena nie skończyła słów swoich, przeto dziewica rzekła:
— Pani nie kończysz?
— Widzisz, moje dziecię, są rzeczy, które człowiek z trudnością tylko może powtarzać swoim bliźnim — dodała Helena pobożnie — ten pan de Maillefort...
— Cóż takiego?
— Nie chciałabym cię zasmucić, kochana Ernestyno.
— O! mów pani, mów, proszę bardzo.
— Ten niegodziwy pan de Maillefort, kiedy ci już mam powiedzieć, był jednym z najzawziętszych nieprzyjaciół twojej biednej kochanej matki.
— Mojej matki — zawołała panna de Beaumesnil boleśnie. Poczem dodała z rozczulającą szczerością. — Nie, panią tylko w błąd wprowadzono, moja matka nie mogła mieć nieprzyjaciół.
Helena smutnie skinęła głową i rzekła tonem czułego politowania:
— Lube dziecię, ta niewinna nieświadomość rzeczy świadczy o szlachetności twego serca, ale niestety! najlepsze, najspokojniejsze istoty narażone są na nienawiść złośliwych. Wszakże baranki mają wrogów z drapieżnych wilków.